Legenda o powstaniu Cieszyna

Autor: Patryk Leftwich
Tekst został wyróżniony w konkursie literackim „Co się wydarzyło 1200 lat temu czyli rzecz o narodzinach Cieszyna.…”.



Dobry... Co się tak gapicie, mości Panowie? Jakoś cudacznie wyglądam? Co chcecie? Jak nasz gród założono? Niech to... Za każdym razem jak przyłażę do karczmy, to któryś nudzi mnie, bym mu jakąś historię opowiedział. Wczoraj to nawet przyrzekłem sobie, że nic już więcej nie opowiem. Człowiek to ani spokojnie napić się nie może. Bom stary, to wszyscy chcą, bym im o dawnych rzeczach prawił, myślą, że nie wiadomo, ile tam lat jużem przeżył. Przecie ja ino drugi najstarszy w Cieszynie. Imć Krzesąd więcej wiosen widział, a jemu nie zawracają głowy, tylko czasem, kiedy ja wysłowić się już nie mogę, he he... Ale dla Panów przyjezdnych wyjątek mógłbym uczynić, jeśli postawiliby trunek jaki, bo w gardle mam sucho okrutnie... Skąd wiem, że przyjezdni? No tuż od razu widać po ubiorze, że nie tutejsi. Jakoś tacy żeście są wyfioczeni. Moda z dworu królewskiego? Zawszem uważał, że dziwni są ludzie z Krakowa. Do tego inaczej mówicie. To jak, zgadzacie się na moją propozycję? Tak też myślałem, że na nią przystaniecie. Dziękuję mości Panom... Przednio smakuje. Tu leją najlepsze w okolicy. Chyba nawet po drugiej stronie Oldzy takiego nie ma, a wiedzcie, że ichnie piwo najsławniejsze na południe od Bramy Morawskiej. Ale co to waćpanowie chcieli? A, tak, już wiem - legendę. No, więc dawno temu, kiedy... Jeśli można spytać, to po co waćpanom wiecheć tę opowieść? Dobrze, nie chcecie, to nie odpowiadajcie. Nie trzeba od razu warczeć na człowieka, ja tylko z ciekawości. Jak już mówiłem, dawno temu, kiedy jeszcze wiedźmy czarowały w lasach, gusła odprawiano na cmentarzach, a spotkanie utopca nad rzeką to było nic nadzwyczajnego, gdzieś na północ stąd, żył książę Leszko. Był to znakomity władca. Mienił się sprawiedliwością, uczciwością i szlachetnością. Żył w zgodzie z wszelkimi istotami nieludzkimi, nawet zmory go nie nawiedzały. A własnych podwładnych to tak kochał, że podobno raz skoczył do rzeki za topiącym się dzieckiem wieśniaczki i gdy je wyciągnął, to pobłogosławił. Bitny też był jak mało kto, lecz sam nie wypowiadał wojen innym, jedynie stawał w obronie swych włości i nigdy nie zszedł z pola bitwy przegrany. Gdyby u was na tronie zasiadał taki jak on, to bym owiec nie musiał każdego dnia wypasać. Zapomniałbym dodać, że pobożny był ponad wszelką miarę. Dlatego bogowie zesłali mu piękną żonę i trzech synów - Leszka, Bolka i Cieszka. Każdy ojciec by ich pozazdrościł. W młodości wieczorami chętnie słuchali opowiadań bajarzy, by zaraz bladym świtem z drużynami na dalekie łowy wyruszyć. Pod czujnym okiem rodziców wyrośli na wspaniałych paniczów. Wszyscy mieszkańcy grodu ich kochali. Raz, gdy byli... Jak to, co to ma wspólnego z Cieszynem? Chyba muszę zacząć od początku, prawda? Chwila, upiję troszkę... No, to pewnego dnia książę Leszko stał na szczycie wieży i oglądał późne niebo, jak to miał w zwyczaju przed snem. Wtedy to ukazała mu się rzecz niezwykła. Zobaczył trzy spadające gwiazdy, jakby bliźniacze. Jedna poleciała na zachód, druga na południe, a trzecia pomiędzy nie. Odczytał to jako znak od Peruna. Co znowu?! Przepraszam, zapomniałem, znak od Boga. Perun, to znaczy Bóg, chciał by jego synowie wyruszyli założyć własne grody, tam gdzie poleciały gwiazdy. Rankiem powiedział młodzieńcom, że nastał czas odpowiedni, by znaleźli dobre ziemie i wybudowali własne siedziby, lecz zastrzegł, że w stronach wskazanych przez niego. Ci posłusznie, choć niechętnie, resztę dnia zbierali drużyny i szykowali się w podróż. Następnego wschodu Słońca, pod bramą, zebrał się lud cały, żeby zobaczyć jak ulubieńcy odjeżdżają. Długo trwały żegnania z bliskimi, łzy spływały po policzkach strumieniami. W końcu trójka opuściła rodzime miejsce. Najpierw jechali wspólnie, lecz przy pierwszej rozstai dróg postanowili się rozdzielić. Trzeba pamiętać, że to mądre chłopaki były, toteż wymyślili, aby dąć w rogi trzy razy dziennie, tak ażeby mogli się rozpoznać z daleka w puszczy. Zatem Leszko ruszył w kierunku, gdzie kończy wędrówkę Słońce, Bolko pojechał w dół, jak piorun strzelił, a Cieszko wybrał drogę między nimi. Kilka dni tak jadąc przez pola i lasy, słyszeli dźwięki waltorń, lecz raz za razem słabsze, bardziej przytłumione, aż pewnego wieczoru już żadnej melodii nie ułowili uchem. Krótko jechał Leszko, kiedy na przeszkodzie stanęła mu wielka rzeka, której przebyć nie mógł. Jako, że do tej pory nigdzie znaleźć mógł dobrego miejsca do założenia miasta, to skierował się w górę tejże rzeki, którą tamtejsze plemiona zwały Wodrą. Pewnie tego nie wiecie, bo młodzi jesteście, ale za nią znajduje się wspaniałe Cesarstwo Rzymskie... Słyszeliście jednak? To widzę wyedukowani żeście są. Wracając do Leszka. Posuwał się on wiele miesięcy brzegiem Wodry, cały czas dmąc w róg, i gdy zaczęło brakować mu nadziei, dotarł do urokliwej doliny, z której wypływało źródełko najprzejrzystszej wody, jaką widział. Zadecydował, że tam jego drużyna rozbije obóz i przenocują. Wtedy, wierzcież lub nie, z puszczy dotarł do niego dźwięk, którego się w ogóle nie spodziewał. To był braterski róg! Wyraźnie też rozbrzmiewał tętent koni, chwilę później na gościńcu, zza zakrętu, pojawiła się przednia straż, a zaraz za nią cały hufiec jego brata -Bolka. Jakże się ci młodzieńcy cieszyli ze spotkania w tej dziczy! Zasiedli razem przy ognisku (a muszę wam powiedzieć, że już zmierzchało), by opowiedzieć sobie nawzajem O przeżytych przygodach. Bolko podczas swej wędrówki widział ogromne i zawsze białe góry, które stanowiły dlań barierę nie do przebycia, dlatego udał się na zachód, aż dotarł do tamtego źródełka. Kiedy pokładli się spać, ozwały się krzyki gdzieś w kniei. Panicze w mig zorientowali się, że to wrodzy im Morawce, którzy czasem zapędzali się w te tereny Beskidów. Ach! Ci to potrafią być srodzy! Radogost raz wybrał się na jeden z ich jarmarków I wrócił bez oka, bo ceny spuścić nie raczył. Prawdę mówię, jeśli chcecie, to idźcie go obaczyć. Mieszka teraz w młynie z garbatym Gosławem. Choć drużyny braci dzielnie walczyły, to wobec liczebniejszej siły szans nie miały. Wydawało się, że już nic ich nie uratuje przed śmiercią i wówczas z puszczy nadjechały wojska Cieszka, który usłyszał bitewną wrzawę i ruszył ze swą drużyną zobaczyć któż to walczy. Kiedy tylko zorientował się, że to jego bracia, spadł na wroga niczym lawina i przechylił szalę na swoją korzyść, przepędzając Morawców. Podobno niesłychaną odwagę wykazał Cieszko, kładąc całe stosy nieprzyjaciół wokół siebie. W ten oto sposób trzej bracia spotkali się w tej głuszy, po bardzo długim czasie rozłąki. Tak bardzo cieszyli się ze spotkania, że postanowili to miejsce nazwać Cieszynem, a u źródełka wybudowali studnię - Studnię Trzech Braci - która ma upamiętniać to wydarzenie. O brzasku, Cieszko wstał przed resztą kompanów i spojrzał na okolicę. Tak zauroczyła go skąpana w Słońcu dolina, że nie wahając się, postanowił tutaj się osiedlić. Gdy Leszko i Bolko się zbudzili, powiedział im o swym zamiarze. Ucieszyli się, że przynajmniej on znalazł miejsce, które zamieniłby w domostwo, jednak pragnęli, by z nimi wrócił do ojca i wspólnie opowiedzieli o przygodach. Przystał na to i po kilku miesiącach z wieżyc książęcego grodu dostrzeżono ich, jak przybywają. Niezmiernie szczęśliwy był książę Leszko, gdy ujrzał swe dzieci. Uczta na cześć ich powrotu była najwystawniejszą, jaką tamtejsze ziemie widziały. Co tam pieczenie na stoły kładziono! A jakież wina wytrawne! Do dziś wspominają tamtejsi mieszkańcy tę uroczystość. Po roku Cieszko i hufiec ludzi mu oddanych powrócili do Studni i wznieśli wokół niej to wspaniałe miasto. Ehh... Dumnym jestem z tego, że tu żyję. Nie zamieniłbym naszego Cieszyna nawet na cesarskie mieściny. Mam nadzieję, że waść Panów nie zanudziłem? To rad żem jest nieskończenie. Jeśli chcecie, to mogę wam opowiedzieć o Smoku o z góry Czantoria. Dziatki uwielbiają tę bajkę... Nie? Aha, czas was goni... Cóż, w naszej krainie czas płynie powolno i nigdy nam się nie śpieszy. Póki jeszcze jesteście w Cieszynie, to odwiedźcie naszego pana Mieszka. Będzie wielce rad, że widzi kogoś z wielkiego świata. No, nic, dziękuję za piwo i wysłuchanie staruszka. Też za chwilę będę musiał iść, bo rzeczywiście późno się zrobiło i ślubna w domu czeka, a jej to lepiej nie rozdrażniać. Tylko ostatni kufel i idę... Bywajcie mości Panowie...