.jpg)
Marek Gagatek - Zasłużony dla kultury polskiej
2024-04-05W ciemności i ukryciu tworzy się magia teatralnego świata – kluczowym jego elementem jest światło, które decyduje o tym, co na scenie widzimy, a czego nie, buduje klimat i nadaje dynamikę. Jest integralną częścią całości wydarzenia. Sztuką wspierania narracji. Światłem można opowiedzieć niemal każdą historię. Kiedy wchodzimy do teatru i zasiadamy w fotelach na widowni, może się nam wydawać, że światło po prostu „jest”, że przyszedł ktoś, kto przycisnął jakiś guzik i wszystko nagle „samo się stało” – światło samo zmieniło barwę, rozjaśniało się i gasło w odpowiednich momentach, świecąc z lewej czy prawej strony, od góry czy od dołu…
W cieszyńskim Teatrze im. Adama Mickiewicza „panem, który włącza guzik od światła” jest Marek Gagatek. W gmachu przy placu Teatralnym pracuje nieprzerwanie od 28 lat jako specjalista urządzeń elektrycznych, oświetleniowiec – a wielu przypadkach reżyser światła – a także jako maszynista sceny. Przez większość tego czasu kierował samodzielnie techniką teatru, dzieląc się swoim doświadczeniem z wszystkimi. Teatr jest jego życiową pasją.
Realizował oświetlenie dla wielu znanych artystów, którzy gościli w Cieszynie (m.in.: Irena Santor, Grażyna Brodzińska, Anna Maria Jopek, Maciej Maleńczuk, Włodek Pawlik).
Wieloletni kierownik techniczny Festiwalu Muzyki Wokalnej Viva il Canto (od 1993), okresowo także Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Na Granicy / Bez Granic, z którym współpracuje nieprzerwanie od 1995 roku. Współpracował także w kwestiach technicznych techniki z festiwalem Era Nowe Horyzonty (podczas cieszyńskich edycji), imprezie folklorystycznej „Skarby z cieszyńskiej trówły”, Przeglądem Filmowym Kino na Granicy (od 1999), a także festiwalem filmowym Wakacyjne Kadry.
Od blisko trzech dekad wspiera aktywność lokalnych amatorskich grup teatralnych, realizując światła m.in. w kultowych „Jasełkach tradycyjnych” Zespołu Teatralnego przy Parafii św. Elżbiety w Cieszynie. Swoją ogromną wiedzę o historii cieszyńskiego teatru i tajnikach jego techniki z sukcesem przekazuje podczas zajęć edukacyjnych dla młodzieży w ramach programu „Bliżej Teatru”.
W latach 2000–2014 współpracował z teatrem Cieszyńskie Studio Teatralne prowadzonym przez Bogusława Słupczyńskiego. Aranżował trudne przestrzenie dla działań CST (np. pustostany), w tym autorskich spektakli teatralnych i koncertów. W latach 2005–2014 współpracował ze Stowarzyszeniem na Rzecz Odnowy i Współistnienia Kultur „Sałasz” przy realizacji Szkoły Dziedzictwa Kulturowego Pogranicza w Morochowie nad Osławą oraz przy realizacji Festiwalu Teatralnego Morochów/Mopoxib. Misją Sałaszu były działania na rzecz historycznego pojednania polsko-ukraińskiego. Większość tych działań realizował społecznie.
W 2024 Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego doceniło pracę Marka Gagatka przyznając mu odznakę honorową „Zasłużony dla Kultury Polskiej”, która zostanie wręczona podczas XXVII Dni Teatru. Dla całego zespołu pracującego w teatrze to powód do radości i dumy. Serdecznie gratulujemy!
Katarzyna Dendys-Kosecka
Większość moich najważniejszych spektakli zrobiłem z Markiem Gagatkiem, jednym z najlepszych artystów światła jakich znam.
Marek należy do tej kategorii ludzi, twórców w Cieszynie, którzy prawdopodobnie pozostaliby niezauważeni, a na pewno niedocenieni, gdyby nie nastała w Teatrze im. Adama Mickiewicza dyrekcja, która ceni ludzką pracę i kompetencję. Cieszę się, że mogę dołączyć do głosu Katarzyny Dendys-Koseckiej w sprawie Marka. Przez 28 lat Marek Gagatek był w Cieszynie jednym z nielicznych artystów teatru.
Poznaliśmy się przy „Historii konia” wg Lwa Tołstoja na Festiwalu „Na Granicy” w 1999 roku, kiedy Marek, chyba jako jedyny dostrzegł, że koń, którego grałem, niemal jednym haustem wypija całe wiadro wody. Do tej pory rozmawiamy co pewien czas o tej aktorskiej „technice picia”. Dwa lata później miała już miejsce premiera „Wschodzenia” Cieszyńskiego Studia Teatralnego i pierwsza reżyseria światła w wykonaniu Marka. I tak było przy kolejnych ważnych spektaklach: „Drodze Żywieckiej”, „Kavkazkim Priviecie”, „Bolko Kantorze”, „Republice Bolko Kantor”, „Szlemielu”. Jeździliśmy na festiwale w Polsce i za granicą. Obecność Marka stwarzała nie tylko jakość wizualną naszych spektakli, ale także dawała spokój i pewność, że cały potencjał techniczny miejsca, do którego przyjeżdżaliśmy, będzie podporządkowany ludziom na scenie.
Marek przez wiele lat był rzeczywistym członkiem zespołu artystycznego Teatru CST. Niemal zawsze to jemu pierwszemu zadawałem pytanie na zakończenie pracy artystycznej nad spektaklem: – No i co? Miałem i mam do Marka absolutne zaufanie do jego uważności i wrażliwości, jeśli chodzi o sztukę teatralną.
Praca w Teatrze CST była bardzo wymagająca. Dziś to chyba nawet jakiś eufemizm…Trwała miesiącami i latami, często nocami, czasami w skrajnych warunkach pogodowych i organizacyjnych. Trzeba mieć niezwykłe duchowe predyspozycje żeby w to wejść bezinteresownie i w tym trwać. Bo myśmy kochali nasze spektakle, a sprawy, o których mówiły, były dla nas święte. Marek jest człowiekiem Wschodu, o czym mało kto wie, i on po prostu widzi zawsze więcej. Dlatego bez wahania włączył się w misję Stowarzyszenia na rzecz Odnowy i Współistnienia Kultur „Sałasz” nad rzeką Osławą w Bieszczadach, w misję historycznego pojednania polsko-ukraińskiego poprzez sztukę, pomimo ciężkich wspomnień jego rodziny z Wołynia. To z jego udziałem realizowaliśmy przez wiele lat Festiwal Teatralny Morochów/Mopoxib. Starą, drewnianą, wiejską stodołę zamienił na wnętrze, które można było użytkować technicznie jako salę teatralną, wiejskie podwórka przystosowywał do warsztatowych, edukacyjnych przestrzeni dla dzieci i młodzieży ze wsi. Jego niezwykła umiejętność nawiązywania relacji z ludźmi, poczucie humoru, znajomość różnych środowisk, otwierała przed nami zaufanie wiejskich społeczności, z którymi pracowaliśmy, szczególnie wśród najstarszych mieszkańców.
Przez wiele lat Marek pracował na rzecz Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego „Na Granicy”, a potem „Bez Granic”. Bez Marka Gagatka wiele wydarzeń na tym festiwalu byłoby niemożliwych. To jest jedno z tych działań, w których nie wystarczy zwykła praca – od godziny do godziny, tu konieczne jest szczególne i zupełnie niepłatne zaangażowanie, które często tonie w zachwytach nad ostatecznym efektem.
Myślę, że do mojego głosu dołączyłoby bardzo wielu twórców teatralnych z innych miast i ośrodków teatralnych.
Nie jestem zwolennikiem orderów i medali, ale w tym odznaka „Zasłużony dla Kultury Polskiej” jest rodzajem „światła” dla człowieka, który z racji swojej profesji pozostaje zawsze w cieniu, w drugim planie, po to żeby „błyszczeć” mógł artysta sceniczny. To wyróżnienie, uhonorowanie pracy, powoduje, że praca tego człowieka zyskuje ważny sens, bez którego trudno o ludzkie i artystyczne spełnienie.
Bogusław Słupczyński
Kiedy w 1910 otwarto cieszyński teatr, po mieście krążyły plotki, że w gmachu grasują duchy, które utrudniały pracę ówczesnego oświetleniowca, zapalającego gazowe lampy. Miały złośliwie zdmuchiwać płomień.
Czy tak było naprawdę? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, że przez ostatnie 24,5% historii cieszyńskiego teatru (czyli 28 lat) za kulisami operuje postać z krwi i kości, postawny brodacz w okularach, obdarzony ironicznym poczuciem humoru. Marek Gagatek. Dzięki jego wiedzy i doświadczeniu, nawet gdyby jakieś widma z kirchofu pod teatrem próbowały przeszkadzać, spektakle i koncerty odbywają się bez przeszkód, bo „show must go one” również w Cieszynie.
Wśród oświetleniowców i akustyków teatrów repertuarowych krąży żarcik, że powinni dostawać specjalny dodatek do pensji – za „szkodliwe” – bo są jedynymi pracownikami, którzy muszą oglądać wszystko, co trafia na scenę (nie dostają). Ci specjaliści współtworzą widowiska, które mają okazję dobrze poznać w procesie prób i w czasie kolejnych występów. W porównaniu z Markiem są w komfortowej sytuacji. Jego codziennym zadaniem jest sprawić, żeby dzieło teatralne przygotowane w innych warunkach technicznych wyglądało na cieszyńskiej scenie równie dobrze, jak na premierze. Codziennie prototyp. Za każdym razem – eksperyment. A on również dodatku za szkodliwe nie dostaje.
Chyba najbardziej ekstremalnym wyzwaniem jest festiwal teatralny Bez Granic (wcześniej pod nazwą Na Granicy), w ramach którego współpracujemy od wielu lat. Dzięki Markowi możemy pokazywać cieszyńskiej publiczności najdziwniejsze i najbardziej skomplikowane technicznie wytwory fantazji scenografów i reżyserów. Był już na tej scenie basen z wodą i tony piasku, była ściana ze starych lodówek, jakieś ekrany i rusztowania. Prawie każde festiwalowe przedstawienie wymaga montażu dodatkowego sprzętu oświetleniowego i akustycznego. A już na drugi dzień (a raczej nocą) stawia się inną dekorację, podłącza inne świecące i brzęczące „zabawki” kolejnego teatru, czasami wykorzystujące najnowocześniejsze technologie. To wszystko musi ze sobą współgrać. A techniczne gospodarstwo Marka jest skromne i coraz bardziej godne szacunku. Dlaczego? Ze względu na wiek i doświadczenie. Gdyby reflektory mogły mieć włosy (a nie mogą choćby ze względów przeciwpożarowych), to te, którymi Marek opiekuje się na co dzień, byłyby siwe… Kiedy Galileusz musiał przed sądem inkwizycji wyrzec się wymysłów Kopernika, wyszeptał „A jednak się kręci!”. Myślę, że Marek ma swoją wersję tego zdania: „A jednak się świeci!”. I w czasie naszych festiwali powtarza codziennie.
Może zawarł jakiś pakt z duchami nieboszczyków z kirchofu i może liczyć na ich pomoc? W takiej sytuacji powinien jakoś podzielić się z nimi tytułem „zasłużonego dla kultury polskiej”. Podejrzewam jednak, że duchów nie ma, chyba że w przenośni. A Marek osobiście i metaforycznie jest duchem tego teatru. Dobrze zasłużonym.
Janusz Legoń